Jesień zadomowiła się w Lesie Miejskim.
Współczuję tym którzy mieszkają w pobliżu borów sosnowych gdyż te, niezależnie od pory roku, smucą jednostajną zielenią i szkaradnym kształtem sosny zwyczajnej.
Jedyne słuszne lasy to te wielogatunkowe i wielopiętrowe gdzie jest miejsce dla wszystkich gatunków które wyspecjalizowały się do życia w obecności takiej właśnie mozaiki środowisk.
Główny staw w Lesie, zabarwił się kolorami złota. Przywodzi wspomnienia o odcieniu bursztynu we włosach dziewczyny drepczącej po plaży. Budzi skojarzenia z lustrzanym odbiciem naszyjnika klejnotów nad taflą wody. Ulubiona pora roku. Aż żal że nie ma w polskiej tradycji kultywowanego Święta Lasu, ale takiego prawdziwego, z tańcami i czcią oddawaną drzewom i ptakom.
A w środku lasu wcale nie jest cicho. Trwają przygotowania. Uwijają się zwłaszcza dzięcioły średnie, "przeskakując" co chwila z jednego obumarłego świerka na drugi. Te na szczęście w "nowoczesnej ekologicznej gospodarce leśnej" nie są już usuwane jako szkodliwe, "zaśmiecające las".
Rozhisteryzowane sroki nie pozwalają zapomnieć o swojej obecności. Pojawił się zając. Rzadki to widok. Wygrzewał się na leśnym słonecznym zboczu wzniesienia.
Jesień ubiera las jakby wybiórczo, najczęściej wciąż widać ostatki lata.
A słońce im w tym pomaga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz