Jak zaakceptować las takim jaki chce
być? Czy w świadomości społeczeństwa jest zakorzeniony dogmat przyrody będącej tworem własnych sił i przez samą siebie kształtowaną? Czy człowiek jest najważniejszy
i wszystko do czego ma dostęp jest jemu potrzebne?
w
dążeniu do postępu cywilizacyjnego nie ma prawa
istnieć. Wyznacznikiem dobrostanu jednostki stało się szczęście
a jego osiągnięcie i maksymalizacja- celem
postępu. Tak więc usytuowanie człowieka jako punktu wyjścia dla
wszystkich dążeń rozwoju, zarówno na poziomie
społecznym, kulturowym, politycznym czy technologicznym stało się
priorytetem.
"Świat jest dla ludzi, wszystko
jest dla ludzi" stało się maksymą propagowaną do lat
sześćdziesiątych XX wieku i było motorem napędowym cywilizacji
nie liczącej się z życiem pozaludzkim. Najbardziej dobitne
przykłady utylitaryzmu można znaleźć w XIX
wiecznej Ameryce. Eksterminacja 10 milionowej populacji migrujących
bizonów stała się oczywistą koniecznością żeby
prerie mogło zasiedlić bydło hodowlane lub mogły zamienić się w pola
uprawne
Od utylitaryzmu niedaleka droga do
egocentryzmu. Proces decyzyjny stanowiący o korzyściach i stratach
w gospodarowaniu zasobami przyrody wiąże
się zwykle z obstawaniem za maksymalizacją tych pierwszych. Źródłem
takiego postępowania wcale nie musi być zła
wola wobec środowiska naturalnego.
Problemem jest zakorzeniony w nas
instynkt samozachowawczy i pierwotne odruchy
nakazujące nam zabezpieczenie elementarnych potrzeb swoich, rodziny
oraz wspólnoty, (w naszych czasach będzie
to wspólnota zakładu pracy). A jeśli ich zabezpieczenie ma związek
z wykonywanym zawodem, odpowiedzialnością
za własność Skarbu Państwa, wówczas może mieć wymiar
długofalowy
podyktowany zatwierdzanymi planami gospodarowania i
wiązać się z uciążliwą presją na ekosystem.
Wydaje mi się że nie tylko
odpowiednie ustawy czy odpowiedzialność instytucji gospodarujących
mieniem państwowym decyduje o skali naszej presji na
środowisko. Kiedy do głosu dochodzą kwestie odstąpienia od
dotychczasowej skali antropopresji, ograniczenia lub jej weryfikacji od nowa, zostaje zaburzony wewnętrzny porządek
jednostki ludzkiej w której budzi się niepokój.
Mówiąc prościej, ludzie spłacają
kredyty, zmieniają samochody na nowsze, zapożyczają się by wysłać
dzieci na studia lub kupić im mieszkanie. Stabilizacja
finansowa jednostki, jej szczęście zostaje tym samym narażone na
weryfikację.
Nie może dziwić więc że w sytuacji
kiedy mamy wpływ na stopień oddziaływania na środowisko,
na
pierwszym miejscu stawiamy zawsze człowieka. Dobro
przyrody jest w tym momencie postrzegane tylko w kategoriach
zabezpieczenia jej odnawialnych zasobów, zabezpieczenia ich- dla nas samych. (Jest to schemat z którym stykam się od 10 roku życia kiedy go spostrzegłem i o ile przez całe lata mnie zadziwiał, coraz częściej zaczyna mnie bawić.)
Na dzień dzisiejszy nikt nie wyobraża
sobie sytuacji w której w dobie przesycenia rynku surowcami
i
wytworzonymi z nich towarami, można odstąpić od
wykorzystywania zasobów.
Przykład 1
Nie od dziś wiadomo że światowe
rolnictwo stało się na tyle efektywne w produkcji żywności że w
pewnym momencie stało się wręcz nierentowne. Dotacje unijne dla
rolnictwa na początku XXI wieku opróżniały budżet Wspólnoty o
40% zasobów finansowych. Czy w takich
okolicznościach ktoś zastanowił się nad tym czy warto wciąż
utrzymywać infrastrukturę i zaplecze administracyjne powiązane z ogromnym systemem melioracji którymi potraktowano największe bagna Europy i
zamieniono w użytki rolne?
Nie, ponieważ oddawanie przyrodzie tego
co dla nas stanowi nadwyżkę nie godzi się z ideą utylitaryzmu.
Rzeczy nieprzydatne nie mają prawa istnieć, choćby miały być to moczary które obok lasów strefy umiarkowanej jak Puszcza Białowieska czy lasów równikowych mogą poszczycić się największą bioróżnorodnością.
Przykład 2
Martwe drewno zalegające w lasach kłuje w oczy tysiącom ludzi nie potrafiących zrozumieć skąd
pomysł na takie marnotrawstwo. Czują się zagrożeni,
ich elementarne potrzeby oraz dążenie do szczęścia zostaje
poddane weryfikacji, więc zaczynają się organizować.
Stąd moim zdaniem powstają dziwne i zdawałoby się zupełnie nie na miejscu, patriotyczne hasła organizacji
zrzeszających przemysłowców drzewnych.
Utylitaryzm jest zakorzeniony w
odpowiedzialności Lasów Państwowych które chcąc nie chcąc muszą narażać się na krytykę społeczeństwa i oskarżenia
o niegospodarność w wyniku nieuchronnej ekologizacji gospodarki
leśnej.
Szczęście człowieka stało się
punktem wyjścia dla wszystkich aspektów współczesnej gospodarki.
W każdej ustawie regulującej wykorzystywanie zasobów
przyrody, znajdziemy tą myśl przewodnią- człowiek jest
najważniejszy a jego działania mają służyć stabilizacji pozyskania zasobów przyrody z zachowaniem wysokiego poziomu ich
jakości- oczywiście dla przyszłych pokoleń.
Zapewnienie jednostce szczęścia za
wszelką cenę w dzisiejszych czasach można krytykować i podważać.
Część ludzi czuje się oszukana konsumpcjonizmem a
obecność reklam w TV każdy woli przemilczeć. Zepchnięcie dzikiej
przyrody do parków narodowych i rezerwatów- jako
ostoi zachowawczych, dla celów poznawczych i naukowych oraz dla przyszłych
pokoleń (a jakże) i poddanie eksploatacji całej reszty
biosfery jako użytecznej materii przynoszącej nieograniczone
korzyści dla społeczeństwa pragnącego szczęścia
nie jest koniecznością. Jest to wręcz działanie szkodliwe.
Mówiąc
o szkodliwości nie mam na myśli tylko wspomnianego już zbyt wydajnego
rolnictwa którego areał w skali kontynentu a tym samym ilość
wyprodukowanych płodów czyni koniecznym przestawienie
kultywowanej od tysiącleci specjalizacji w wytwarzaniu pożywienia
na tory energetyki odnawialnej oraz paliw dla maszyn.
Ograniczenie użytkowania lasów nie
musi być kojarzone z niegospodarnością. Eksport surowca do innych
krajów w celu zaspokojenia potrzeb tamtejszej
populacji na towary drewnopochodne jest błędem na domiar złego
napędzanym przez tamtejszą gospodarkę łaknącą
pożądanego surowca.
Szczęście jednostki nie musi być
obarczone wykorzystywaniem wszelkich dostępnych zasobów.
Jest to
chory przejaw globalizacji i uniformizacji życia a
ceną za to zwiększony popyt na surowce oraz zwiększone obciążenie
i odkształcanie ekosystemów
od ich właściwej naturalnej postaci.
W tym roku w Lesie Miejskim przewidziane są zabiegi hodowlane w dość ograniczonym zakresie.
Część z prac już wykonano, wykorzystując zimę jako dogodną porę dla ptaków lęgowych.
Na mapie wskazane są miejsca prac gospodarczych przewidzianych do wykonania.
To jest kwestia kulturowa. Uważamy siebie za członków zaawansowanej technologicznie cywilizacji, co jest dosyć zabawne biorąc pod uwagę powszechność absurdalnego przeświadczenia, że nasza gospodarka może rosnąć w nieskończoność w całkowitym oderwaniu od kwestii środowiskowo-zasobowych. Pod tym względm ludy i plemiona które postrzegane są za prymitywne i dzikie zachowywały się znacznie bardziej racjonalnie, znając pojemność i ograniczenia środowiska w którym żyły. Jako przykład podam Aborygenów.
OdpowiedzUsuń"
Gdy kapitan James Cook dobił do brzegów Australii Zachodniej, był pierwszym białym człowiekiem, który spotkał Aborygenów – do tego momentu utrzymali się w całkowitej izolacji przez około 40.000 lat. (Przybyli do Australii mniej więcej w tym samym czasie, kiedy kromaniończycy wysiedlili neandertalczyków w Europie.) Komunikowali się za pośrednictwem mnóstwa różnych języków i dialektów, nie mieli sposobności i potrzeby, aby się zjednoczyć. Nie nosili ubrań, a za schronienie służyły im prowizoryczne chatki. Nie posiadali narzędzi, poza kijem do odkopywania jadalnych korzeni i łódką do połowu ryb. Nie gromadzili zapasów, nie przechowywali z dnia na dzień nawet najbardziej podstawowego zaopatrzenia. Niewielką przywiązywali wagę do jakichkolwiek przedmiotów materialnych, nie byli zainteresowani handlem i chociaż przyjmowali ubrania i inne sprezentowane przedmioty, wyrzucali je, kiedy Cook i jego załoga znikali im z oczu.
Byli oni – zanotował w swoim dzienniku Cook – całkowicie nieszkodliwi. Ale kilka postępków ludzi Cooka zdołało wyprowadzić ich z równowagi. Byli oburzeni widokiem łapanych i zamykanych w klatkach ptaków – żądali ich natychmiastowego uwolnienia. Uwięzienie kogokolwiek, zwierzęcia lub człowieka, traktowali jako tabu. Byli jeszcze bardziej rozwścieczeni, kiedy byli świadkami, jak ludzie Cooka złapali nie jednego, ale kilka żółwi. Żółwie rozmnażają się wolno i łatwo jest wyniszczyć lokalną populację przez agresywne kłusownictwo, dlatego dozwolone było zabranie jednego żółwia na raz, a mogła tego dokonać tylko specjalnie wyznaczona osoba, która ponosiła odpowiedzialność za dobrobyt żółwi.
Cook uważał, że są prymitywni, ale nie był świadomy ich sytuacji. Dzisiaj wiemy dość, aby uznać ich za rozwiniętych. Żyjąc na ogromnej, ale suchej i przeważnie nieurodzajnej wyspie, z kilkoma rodzimymi, użytecznymi rolniczo roślinami i bez dających się udomowić zwierząt, zrozumieli, że ich przetrwanie pozostawało na łasce otaczającej sfery fizycznej. Ptaki i żółwie uznawali za ważniejsze od siebie, ponieważ mogły przeżyć bez nich, ale oni przetrwać bez tych zwierząt nie mogli. "
Kloszard
Przypomniał mi się ten film:
OdpowiedzUsuńhttp://www.filmweb.pl/film/Contact+-+australijska+odyseja+kosmiczna-2009-568541#
Grupa australijskich naukowców pracująca nad programem kosmicznym odnajduje ślady życia na...
pustyni. Spotykają grupę plemienną aborygenów która nigdy wcześniej nie miała styczności z białym człowiekiem.
Mój ojciec ma więcej niż lat sześćdziesiąt, wspomina, kiedy to za komuny "lasy były wysprzątane, a teraz... !!!...."Mój znajomy ma więcej niż lat sześćdziesiąt, uważa, że człowiek powinien o las dbać ! A Ja w rozmowie staram się przyjmować za podstawowe kryterium - uczciwość, prawdę ( pomimo, iż nie wiem wszystkiego o wszystkim, to staram się obserwować i pojąć o co tu chodzi, tak, jestem subiektywny, jestem jednostką, uważam, że w tym świecie istnieje cel i porządek rzeczy, Boży Plan !). Martwe drewno w lesie - to jest dopiero wabik na prawdziwego drapieżnika. Niestety ale rozmowa z ludźmi, którzy przeżyli ponad połowę wieku i nie mają wiedzy/rozumu o otaczającym ich świecie jest frustrująca. Ten świat z lasami, jeziorami, zwierzętami etc. jest darem od Boga (nie, nie jestem "wierzący" ale widzę w tym sens i brak przypadkowości) i człowiek powinien dążyć do zrozumienia tego świata. Zamiast tego jest kopiowany błąd z pokolenia na pokolenie przez "RODY", zainteresowane przeżuwaniem, przeżuwaniem, przeżuwaniem...Pochodzę właśnie z takiego "RODU" . "Mnie to nie obchodzi bo mnie już nie będzie" - oto odpowiedź człowieka "dojrzałego", jednego z wielu , który uczestniczy w tej wspaniałej demokracji, a wcześniej w komunie, ideologiach, w których jesteś i tak zawsze chłopem pańszczyźnianym. Kiedy nadchodzi lato i widzę jak mój papa:) biega jak dziki grzmocąc kijem o blaszany dach w celu przepędzenia szpaków delektujących się jabłkami etc., to się zgadzam - chciwość odbiera rozum. Jabłek nigdy nie brakowało...
OdpowiedzUsuń