12/08/2013

Żubry w Lesie Miejskim

To miała być kolejna wyprawa do lasu. Co prawda zimowa, pogoda dzisiaj sprzyja fotografowaniu  a śnieg pięknie pokrył każdą gałązkę drzew.




Faktura wszelkich wykrotów, leżących pni, dzięki śniegowi stała się bardziej kontrastowa. Idealny czas do fotograficznych eskapad.


Żubry w Lesie Miejskim to nic nadzwyczajnego. Bardziej zaciekawiły mnie legowiska saren. Zima to okres kiedy w Lesie Miejskim jednego dnia bywa nie więcej jak 5 ludzi. Łatwiej wtedy natknąć się na sarny.
Mniej płochliwe od tych żyjących pod presją drapieżników, np. w Puszczy Boreckiej zdają się tylko dla zasady utrzymywać bezpieczną odległość od człowieka. Jest to zwykle 20-40 metrów.


Zajęcy w Lesie Miejskim nie widziałem od lat. To skutek szczepień lisów oraz ich nadmiernej populacji. W latach dziewięćdziesiątych widywałem nieraz do 10 zajęcy w trakcie jednej 3 godzinnej wędrówki. Zawsze miło było spoglądać na kicającego szaraka lub stojącego pionowo i rozglądającego się wśród traw.


Dziki są często spotykanymi bywalcami tych lasów. nie brakuje tutaj dębów, zdarzają się buki, więc w latach nasiennych ślady buchtowania dzików nie są niczym nadzwyczajnym. Chociaż przyznać muszę że 15 lat temu można było natknąć się na dziki śpiące wśród młodych świerków. Ostatnimi laty spotykam tylko ślady ich obecności. Stały się bardziej ostrożne i aktywne tylko w nocy.


Sroki w Lesie Miejskim; no dobrze wróćmy do tych żubrów. Zaciekawiły mnie pewne tropy. Pierwsze co przyszło mi na myśl to łoś. Ale jednak nie. Tropy były inne. Udałem się w poszukiwaniu właściciela śladów.


Tropy zdawały się błądzić. Osobnik prawdopodobnie poszukiwał pokarmu i przeszukiwał śnieg starając się coś znaleźć.


W tym miejscu przeprawił się przez skarpę drogi leśnej i udał się w środkowe tereny Lasu.


Natrafiłem na niego w niewielkim zgrupowaniu młodych świerków. O tutaj. Poderwał się i szybko odbiegł na niewielką odległość. Zza gęstych drzew nie zdążyłem zorientować się czy to samiec czy samica.


Osobnik zdawał się coś ciągnąć po ziemi. To by wyjaśniało zagadkę, samiec w okresie godowym.


Tylko że żubrowy okres godowy przypada na lato. Temperatura nie sprzyjała żubrzej miłości, topniejący śnieg zamarzał na skołtunionej sierści, tak więc musiał to być jakiś inny sopelek.


Żubr przeprawił się przez strumień i kierował się na wschód. Po tropach wywnioskowałem że zachowywał się dosyć nerwowo. Był najwyraźniej podekscytowany. Starałem się zachowywać cicho, nie mógł wiedzieć że idę jego tropem.


Tutaj pobiegł nieco w prawo, rozglądając się zapewne, po czym wrócił idąc w lewo. Między czasie otarł się o pobliskie pnie i gałęzie demonstrując swoją kondycję potencjalnemu rywalowi


Po przeprawieniu się przez strumień i przejściu około 300 metrów zatrzymał się i pozwolił sfotografować.
Oto i on.


7 komentarzy:

  1. Niesamowita historia jak dla mnie. Spotkać króla puszczy, to w moim przypadku tutaj na Mazowszu- niemożliwe... Poza tym jeszcze potrafisz trzymać w napięciu. Aż piegi mi na policzkach wyszły. Dzięki Ci za ten pościk. Ten twój las naprawdę urzeka! Czasami zazdroszczę, choć mam ''moją '' Wisłę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Założę się że i u ciebie też można spotkać żubra tej odmiany :)
    Nie jest to mój las. Las po prostu tutaj jest, ja pojawiłem się i odejdę a on wciąż będzie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Narracja trzymająca w napięciu i te niesamowite zdjęcia. Spacer z żubrem w tle. Pięknie. :)
    Greenway

    OdpowiedzUsuń
  4. A juści już nadzieję miałem, że to las niczyi :) Czy będzie? Nie nam oceniać. Jak można zauważyć dynamika tego świata naprawdę leci w kosmiczną stronę. I to jest straszne. Na szczęście my mamy ten przywilej by podziwiać żubry i wiślane bobry. A narracja naprawdę świetna.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jaki las taki król puszczy, jak skomentował znajomy na innym forum. Nie wszystko złoto co się świeci w promieniach słońca. Ale wystarczy tylko pojechać do Puszczy Boreckiej by je podziwiać, nie koniecznie w Wolisku ale nawet na wolności.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawe, że w tym blogowym towarzystwie wzajemnej adoracji nikt nie spytał, co dalej z tą biedną zbłakaną krasulą? Mnie jej bardzo żal. Często sama czuję się taką dojną krową, która błąka się z łańcuchem przy szyi po lesie, a złaknieni sensacji przyrodnicy depczą po moich śladach beznadziejnej ucieczki.
    Ena

    OdpowiedzUsuń
  7. Zwierzak szybko wróci do niewoli. Taka zguba nie może długo się błąkać. Zapewniam koleżankę że są to najszczęśliwsze dni tej zbłąkanej owieczki. Nigdy nie widziałem tak ożywionej i skorej do podskoków, psikusów oraz strząsania rogami czap śnieżnych z napotkanych drzew istoty jak ta o której jest ten post.

    OdpowiedzUsuń