5/27/2014

Zwierzęta w Lesie Miejskim


Pamiętam jak dziś. Mała hałaśliwa kuna leśna przegoniła mnie spod olbrzymiego modrzewia.
Bezpretensjonalnie była gotowa nawet odgryźć mi nogawki u spodni żeby tylko przepędzić intruza.

Łosza która biegła na oślep najwyraźniej nie była zachwycona Lasem Miejskim. Pomimo licznych gęstych mikrosiedlisk ograniczających widoczność do kilkudziesięciu metrów, nie czuła się zbyt pewnie w obecności licznych dróg i ciekawskich oczu mogących czaić się z każdej strony.


Orliki krzykliwe pamiętam jeszcze z 2001 roku kiedy to gniazdowały w Lesie a mnogość opuszczonych PGR- owskich działek w sąsiedztwie Lasu, sprzyjała obecności na nich dogodnych warunków łowieckich dla drapieżnika.


Nie mogło zabraknąć też lisa. Mają swoje wielopokoleniowe wzgórze gdzie na przemian z  borsukiem osiedlają się od dawien dawna. Jeden z lisów, wychodząc wieczorem na łowy nawet nie zauważył siedzącego nieruchomo przy ognisku człowieka i ominął go, nieświadomy nawet istnienia czegoś takiego jak ognia- na ziemskim padole.


Szalona sarna biegnąca na oślep wprost na mnie. Spłoszona zapewne i zupełnie rozkojarzona po nagłym spotkaniu. Długo jej zajęło nim pojęła co właściwie się stało. Chwila milczenia dwóch zwierząt stojących naprzeciw siebie.


Dziki co śpią za dnia w gęstych choinkach- zrywają się nagle i rozbiegają po lesie.
Zające stojące wśród traw i węszące co wiatr niesie, uszami strzygące. Dziś ich już nie ma.  
Koty domowe  w zimowych przechadzkach wśród łęgów- zapewne w poszukiwaniu gryzoni.


Puszczyki co zimą rywalizują o względy samic. A latem w ciepłe noce na przemian ze słowikiem szarym  przygrywają koncertującym żabom moczarowym.
Mnóstwo gryzoni, nornic i myszy leśnych co pod śniegiem tunele drążą. Dla bezpieczeństwa przed puszczykiem zapewne.


Kruki krążące na niespokojnym późnojesiennym niebie skrytym ociężałymi ołowianymi chmurami gnanymi przez wiatry. Wpisują się z szum świerków przywodząc sny o Kanadzie, Syberii, Finlandii.


Dzięcioł średni i czarny na wiosnę przy dziupli się krzątające. Sroki, sójki, sikory.  Mnogość małego pierza którego ni dostrzec a już tym bardziej nazwać nie jestem w stanie. Muchołówek w każdym bądź razie- "naturowych" skądinąd w lesie tym nie ma.
Bobrowe zgryzy niedawne. Przeprawiał się tędy w dół strumienia zapewne. Jeśli zawzięty to doszedł do Niegocina.
Jelenie co zimą tereny te odwiedzają. Spokojniej tu wtedy i las jakby bardziej widny- bezpieczny.
Kania ruda, myszołów i błotniak łąkowy widziane tu były jak zalatywały.
Na stawach bywają świstuny, czernice, krakwy, łyski, krzyżówki a o wczesnych godzinach porannych czaple siwe.















Pierza wszelkiego i futra jak widać tu nie brakuje. A wszystkiego początek jest w wodzie co daje schronienie i pokarm. Nie było by siedlisk tych "naturowych" i  zwierząt co od nich zależne. Woda jak zawsze- jest źródłem wszystkiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz